Ten kapłan, liczący 69 lat, z uśmiechem wspomina, kiedy to w 1972 roku grupa młodych wolontariuszy z “Operacji Mato Grosso” we Włoszech poprosiła go, by wyjechał z nimi do Ekwadoru i towarzyszył im, co łączyło się z zapoczątkowaniem stałego projektu pomocy na rzecz miejscowej ludności z Andyjskiej Kordyliery.
Od tego czasu pokora i prostota “księdza Pio” towarzyszy temu, co dzisiaj stanowi jego dom, jeszcze bardziej niż jego miejsce pracy. “Mieszkańcy mnie polubili i ja polubiłem ich” – wspomina i kontynuuje swoją opowieść, wracając do przeszłości, kiedy to opiekował się misją w Zumbahua, gdzie pracował przez trzy i pół roku, a potem przeniósł się do prowincji Bolívar, do misji Talagua, w El Guayco, po czym, w 1979 roku, do Quito, gdzie objął kierownictwo schroniska “La Tola”.
Z tych lat pamięta, że pewnego dnia przybyło do “La Tola” około pięćdziesięciu mieszkańców, którzy, opuszczając swoje wspólnoty, udawali się do stolicy. Z czasem nie wystarczało miejsca, aby ich przyjąć, stąd też musiał postarać się o jeszcze inne pomieszczenia.
Po kilku latach każdej nocy udzielał schronienia ponad 450 osobom. Wtedy to, z uśmiechem ks. Baschirotto mawiał, że “dokonał inwazji na salezjańską szkołę”. Ale “ksiądz Pio” przechowuje także wspomnienia związane z innym domem, z “ośrodkiem dla mieszkańców” w Cayambe.
Jeśli jest coś, co czyni szczęśliwym tego salezjanina kapłana, to to, że miał do czynienia z formacją lokalnych liderów, którzy potem zrobili karierę na polu polityki, jak np . Jorge Guamán i Lourdes Tibán. Jednak, jak twierdzi, rozwój wspólnot nie do końca jest pozytywny, ponieważ w obliczu pomocy udzialanej przez różne instytucje, wiele osób uważa, że wszystko im się należy, nie dając od siebie nic w zamian.
Powiedział również, że, niestety, migracja przyczyniła się do negatywnych zmian w kształtowaniu się wspólnot: rodziny rozbite, kobiety opuszczone... To tylko niektóre problemy, którym trzeba stawić czoła.
“Uważam, że tam, gdzie pracujemy, tam postawił nas Pan i chce byśmy byli, a to, czego chce nas nauczyć, to chęci służenia najbardziej potrzebującym” – mówi na koniec ks. Baschirotto.