Domem dla tego młodego Urugwajczyka przez te wszystkie miesiące był dom wspólnoty “Św. Filipa Nereusza”, znajdujący się w jednej z najuboższych części miasta. W tym miejscu ludzi przytłacza wiele potrzeb, ale praca salezjanów i wolontariuszy, takich jak Nader, pomogła przywrócić miejscowym rodzinom nadzieję co do lepszego przyszłego życia, ponieważ ci są teraz pewni, że ich dzieci będą mogły się uczyć i zdobyć zawód.
Jednym z najbardziej znaczących aspektów doświadczenia związanego z wolontariatem, jak zaznacza dzisiaj Nader, jest – oprócz pomocy tym, którzy tego potrzebują – zauważenie, iż misja zmienia życie tych, którzy ją realizują. “Nader, który wraca, nie jest już tym Naderem, który wyjeżdżał” – sam stwierdza.
Każdego dnia jako wolontariusz mógł obserwować pasję dzieci do piłki nożnej, ale także skutki uboczne tej rywalizacji: sprzeczki, nieprzyjaźń, rozgoryczenie zawodników drużyn. “Byłem zaskoczony tym, że nie grają, aby pograć, ale aby wygrać i się wściekali, kiedy przegrywali. Jednak była to jedyna rzeczywistość, jaką znali”.
Tak więc odkrył, że ta dyscyplina sportowa jest okazją do ewangelizacji. Najpierw rozmawiał z nimi o tym, że powinni się nauczyć grać dla przyjemności, a potem mówił im o znaczeniu modlitwy przed każdym meczem. Jego zdaniem ta zmiana mentalności w chłopcach stanowi jeden z najbardziej znaczących wkładów, jakie wniósł. “To są rzeczy, o których byś nie pomyślał; że można przeprowadzić katechezę grając w piłkę, ale tak jest naprawdę. Nigdy bym sobie nie wyobraził, że działanie ewangelizacyjne może być tak zwyczajne w mojej posłudze wolontariusza”.
W ostatnim dniu jego pobytu w Esmeraldas wspólnota urządziła na jego cześć pożegnalne święto, które było dla niego niespodzianką. Przybyło na nie wiele dzieci i ludzi młodych, aby go uściskać na pożegnanie, prosząc, by nie wyjeżdżał do swojego kraju. Ten prosty, a zarazem bardzo wymowny gest był wyrazem tej całej miłości, którą on sam im ofiarował, “przez cały rok całkowicie się dla nich spalając” – jak wyznaje.
A czym zaskarbił sobie tę ich miłość? Wprowadził w życie zasady systemu prewencyjnego, ponieważ zdobył zaufanie bez kar, szepcząc każdemu jakieś “słówko na ucho”.
“Są to dzieci, które wydają się krzykiem domagać twojej miłości, ale robią to, postępując źle. Są młodzi, którzy potrzebują twojej modlitwy, i inni, do których koniecznie musisz się zbliżyć, by porozmawiać z nimi. Gdy jakiś człowiek młody źle się zachowuje, nie ma potrzeby, byś na niego krzyczał... Potrzebuje raczej uścisku z twojej strony” – mówi na koniec Nader.
Teraz, gdy już wrócił do Urugwaju, planuje przyszłość. W lutym na nowo wyjedzie, by uczyć w szkole “Św. Dominika Savio” w Montevideo, a jego plany to dalsze przygotowanie i przeniesienie wszystkich umiejętności, jakie zdobył w Ekwadorze, na swoje codzienne i zawodowe życie. Stwierdza, że przebywanie daleko od wspólnoty w Esmeraldas będzie dla niego bodźcem do nadania misyjnego znaczenia każdemu z podejmowanych działań. “Myślę, że codzienna misja jest bardziej skomplikowana”.
Zaś ludziom młodym, których pociąga taka opcja życia, sugeruje, aby udali się w miejsca misyjne, podejmując to zasadnicze zaangażowanie, jakim jest ukochanie odbiorców i wszelkich działań, jakie podejmą: “Wpatrując się w przykład Jezusa, który oddał za nas swoje życie, nie powinno być dla nas czymś trudnym kochać przynajmniej trochę”.