Włochy – Livia, była wychowanka i pielęgniarka: “W chwilach przygnębienia przypominam sobie moich nauczycieli i to, co mi przekazali”

(ANS - Turyn) – Livia Borello jest młodą mamą i pielęgniarką, która na pierwszej linii walczy z koronawirusem, a poza tym – byłą wychowanką salezjańskiego liceum klasycznego “Valsalice” w Turynie. Rodzina, praca i edukacja to trzy przeplatające się wymiary w jej życiu. Mówi o tym w poniższym wywiadzie.

Napisała Pani, że w tej pandemii tymi, którzy są najbardziej poszkodowani są “Filipowie” sytuacji. Jak musi się Pani zachowywać teraz wobec bliskich sobie osób?

W czasie rozmowy z moim synem, Filipem, zawsze ubieram maseczkę chirurgiczną, co oznacza: żadnych dotyków, pocałunków czy uścisków. A poza tym, bardzo kocham mojego dziadka, ale teraz musi bardzo uważać. Wiem bardzo dobrze również i to, że jeśli już trzeba wybierać, by nie narażać jego życia, to muszę zrezygnować ze wspólnej kawy czy papierosa z nim, i chociaż to przychodzi ciężko, jest to jak najbardziej właściwe.

Jak wygląda obecnie rzeczywistość szpitalna?

W szpitalu naprawdę jest bardzo wielu pacjentów, którzy umierają w samotności z powodu COVID-19. Wszystkie procedury trwają bardzo długo: np. “pronacja”, sposób, który wspomaga wymianę gazową w płucach, chociaż nie jest trudnym zabiegiem, trwa ok. 30 minut na osobę, co trzeba wykonać uważając na te wszystkie kroplówki, jakie pacjent ma założone. Oczywiście, staramy się robić wszystko, co możliwe, ale gdy jest 10 pacjentów, którzy potrzebują twojej pomocy, naprawdę jest to trudne.    

W jaki sposób może pomóc zwyczajny obywatel?

Już to tylko, żeby ludzie pozostali w domu, jest wielką pomocą. Zbyt dużo osób wychodzi na zewnątrz, robią zakupy dwa razy w tygodniu, tłumaczą, że muszą wyprowadzić psa, biegają jak szaleni... Trzeba pamiętać, że okres inkubacji to 14 dni i że istnieją przypadki bezobjawowe, które mogą jednak wywołać zakażenie.

Co zabrała Pani z “Valsalice”, a co stanowi dla Pani pomoc teraz w stawianiu czoła tej sytuacji?  

Bardzo wiele przekazali mi moi nauczyciele. W chwilach przygnębienia przypominam sobie ich i to, co mi przekazali; to daje mi siłę, by iść do przodu. Dajmy na to, czytając “Promessi sposi” (Narzeczeni), a przede wszystkim “Boską Komedię”, odczuwam miej dotkliwie to, co dzieje się na zewnątrz. Jednym słowem, daje mi to wytchnienie, którego czasem mi brakuje. Szczególnie zapamiętałam, jak w Dniu Pamięci prof. Bove odczytał pewien fragment, jeśli się nie mylę z Se questo è un uomo (Jeśli to jest człowiek), gdzie Primo Levi czuł się, jak ja teraz: jedyną rzeczą, jaka podtrzymywała go przy życiu, był fragment z “Boskiej Komedii”. Przypominając go sobie, czuł się mniej zwierzęciem, a bardziej człowiekiem.

Źródło: Il Salice

InfoANS

ANS - “Agencja iNfo Salezjańska” - jest periodykiem wielotygodniowym telematycznym, organem komunikacji Zgromadzenia Salezjańskiego, zapisanym w Rejestrze Trybunału Rzymskiego pod nr 153/2007.

Ta witryna używa plików cookies także osób trzecich w celu zwiększenia pozytywnego doświadczenia użytkownika (user experience) i w celach statystycznych. Przewijając stronę lub klikając na któryś z jej elementów, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies. Chcąc uzyskać więcej informacji w tym względzie lub odmówić zgody, kliknij polecenie „Więcej informacji”.