400 km na północ od stolicy Maputo znajduje się Inharrime. Tam salezjanie prowadzą ośrodek kształcenia zawodowego, do którego uczęszcza około 300 uczniów każdego roku. Uczą się oni na 4 kierunkach. A oprócz tego salezjanie prowadzą internat, w którym przebywa trzydziestu wychowanków.
Z drugiej strony ulicy znajduje się wielkie dzieło Córek Maryi Wspomożycielki, które niedawno powstało, a stało się tak wielkie dzięki przedsiębiorczości jednej z sióstr portugalskich: siostry Luciliy Teixeiry. Obecnie uczęszcza do niego 2300 uczniów, którzy chodzą do szkoły podstawowej, średniej i przygogowującej do studiów na uniwersytecie. 120 dziewcząt, z których 50 to sieroty, przebywa w internacie.
W Matola, przedmieściu Maputo, placówka salezjańska również posiada nieodzowne warsztaty zawodowe, z których korzysta 120 uczniów; ci po skończeniu nauki szkolnej prawie zawsze znajdują pracę.
“To, na czym nam zależy, to nie tylko techniczne kompetencje” – mówią pracodawcy do salezjanina koadiutora Giampietro Pettenona, prezesa “Missioni Don Bosco”. “W ciągu zaledwie trzymiesięcznego pobytu w przedsiębiorstwie ci młodzi są w stanie zdobyć odpowiednie umiejętności. To, czego wymagamy, a co tylko wychowankowie ośrodków salezjańskich tak silnie ukazują, to dbanie o narzędzia, punktualność, umiejętność współpracy, uczciwość...”.
Natomiast 70 km na południowy-zachód od Maputo znajduje się Namaacha, wspaniałe miasteczko utrzymane w kolonialnym stylu, gdzie salezjanie mają teraz nowicjat. Wcześniej salezjanie i córki Maryi Wspomożycielki prowadzili szkoły średnie, męską i żeńską, do których uczęszczały wyłącznie dzieci portugalskich kolonów.
Ale z odzyskaniem niepodległości w 1975 r. i nastaniem reżimu komunistycznego Córki Maryi Wspomożycielki i Synowie Księdza Bosko musieli opuścić kraj, a państwo objęli bezpośredni zarząd nad tymi szkołami. Mógł pozostać tylko jeden salezjanin, salezjanin koadiutor António Pedrosa, który liczy dzisiaj 85 lat, a którego rząd zaakceptował tyko dlatego, że nie był księdzem. Został on zatrudniony i mógł pobierać wynagrodzenie za pracę wychowawczą w tej szkole. Dodajmy, że przez kolejne 11 lat otrzymywał on medal jako najlepszy wychowawca i nauczyciel.
Pan Pedrosa musiał czekać prawie dwadzieścia lat na powrót salezjanów, co miało miejsce na początku lat 90., po okresie reżimu komunistycznego i wojnie domowej. Teraz może przeżywać swoją starość z pogodą, opowiadając ludziom młodym, którzy pragną wybrać drogę życia konsekrowanego, historię swojego życia, która jest prosta, znaczona wiernością, pomimo różnych kolei losu.