Jako więzień i potencjalna ofiara stanowi on przykład i źródło inspiracji dla wielu. W ostatnim czasie ks. Tom odbył wiele spotkań. W ubiegłych tygodniach ten salezjanin znów powracał do tego, co przeżył i dzielił się swoimi spostrzeżeniami.
“Tym, co mnie podtrzymywało, były te passusy Ewangelii, w których Jezus mówił, by się nie przejmować, ponieważ nawet wszystkie włosy na naszej głowie są policzone. Tak więc wiedziałem, że wszystko, co miało się wydarzyć, stanie się za przyzwoleniem Ojca Niebieskiego (…). Mój ukochany, błogosławiony Ojciec, nie może wyrządzić nam żadnej krzywdy; to wszystko może wydać się czasem cierpieniem, ale ostatecznie, gdy o mnie chodzi, widzę, że nie miałem na tyle szczęścia i nie byłem tego godzien, by być męczennikiem”.
Na koniec salezjanin stwierdził: “Bóg kieruje każdą rzecz w stronę dobra i widzę, że te 18 miesięcy, które spędziłem w więzieniu, mój powrót do Jemenu, a potem uwolnienie... to wszystko Bóg wykorzystał jako możliwość umocnienia w wierze wielu osób; jako dowód na to, że Bóg istnieje, że jest Bogiem żywym i odpowiada na modlitwy”.
Ze swojej strony, ks. Muttathuparambil, także Hindus i jego towarzyszy na misjach w Jemenie, wspomina z wielką szczerością wydarzenia z 4 marca 2016 r. Siostra Sally, przełożona sióstr misjonarek miłości w Adenie, poprosiła go w szoku do telefonu. “Opowiedziała mi o tej napaści, prosząc mnie, bym zadzwonił do Domu Generalnego misjonarek miłości w Kalkucie, do bpa Hindera, wikariusza apostolskiego Arabii Południowej, i salezjańskiego inspektora Bangalore. Skontaktowałem się z nimi i powiedziałem im o tym wszystkim, co się wydarzyło”.
Po tym, jak cztery siostry – Anselm, Marguerite, Regina e Judith – i innych 12 osób zostało zamordowanych, siostra Sally skryła się za drzwiami chłodni w kuchni. Napastnicy wchodzili do tego pomieszczenia wielokrotnie, ale nigdy nie zaglądali za drzwi.
“Było to dla mnie coś niewiarygodnego” – opowiada ks. Muttathuparambil, przebywający w tym czasie w Taiz, 180 km od Adenu. Chociaż w tych dniach Jemen był nękany wojną domową, która wciąż trwa, jako salezjanin czuł się bezpiecznie w Taiz, jako że był to teren nie zajęty przez rebeliantów, a tylko znajdujący się pod ich kontrolą. Ale bardzo martwił się o ks. Toma. “Wystawiłem Najświętszy Sakrament i z kilkoma siostrami modliłem się całą noc” – stwierdza.
W dniu 10 marca ks. Muttathuparambil przeniósł się do Sana’a, ponieważ jego paszport skończył datę ważności i musiał wrócić do ojczyzny; zaplanował, że powróci tam za dwa miesiące, ale jego przełożeni zadecydowali potem o jego pozostaniu w kraju, ponieważ sytuacja jest zbyt niebezpieczna.
Ks. Muttathuparambil nie przestawał się modlić za ks. Toma, jak wszyscy, i dowiedział się potem o jego uwolnieniu, jak większość osób, z mediów.
Teraz ks. Muttathuparambil modli się o to, aby wojna w Jemenie jak najszybciej ustała: “Ubodzy cierpią, niewinni cierpią, wojna nie jest rozwiązaniem. I chociaż wojna zmusiła salezjanów do opuszczenia tego kraju, utrzymuje on, że jest to ich tymczasowa nieobecność. “Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, powrócimy tam” – stwierdza na koniec.