Oblicza się, że Ugandę zaatakowało 40 milionów szarańczy, owadów gotowowych do reprodukcji z imponującą prędkością; ich liczba może wzrosnąć 500-krotnie do czerwca.
Najbardziej dotknięte obszary to północ i wschód kraju. Po interwencjach rządowych, najpierw bardzo powolnych i prymitywnych, ale potem bardziej skutecznych po zastosowaniu dronów, wydaje się, że sytuacja została opanowana. Jednak uważa się, że najgorsze nadejdzie za kilka tygodni, z nadejściem pory suchej, kiedy klimat będzie sprzyjać wykluciu się jaj wcześniej złożonych przez szarańcze. Tak więc zachodzi obawa kolejnej inwazji, która może doprowadzić do głodu w tym kraju.
“W Ugandzie tereny uprawne to głównie obszary wiejskie, a uzyskana żywność jest sprzedawana na terenach miejskich” – wyjaśniają salezjanie z Namugongo. Istnieje obawa wzrostu cen, a także zachodzi niebezpieczeństwo, że “nie będzie możliwe spożycie porządnego posiłku w przypadku tych ludzi, którzy żyją za mniej niż dolara dziennie”.
Stąd też wizytatoria Afryki Wielkich Jezior (AGL) zwiększa wysiłki, aby zapewnić wsparcie teraz i w przyszłości. Ks. Elie Nyandwi, dyrektor salezjańskiego ośrodka “Children And Life Mission” (CALM), twierdzi, że obecnym zadaniem jest uświadomienie rolników, w jaki sposób mają opryskiwać teren: “Dostarczamy im urządzenia do spryskiwania i środki chemiczne, by wesprzeć spryskiwanie powietrzne, jakie przeprowadza rząd”. A to wszystko w tym celu, aby nie doszło do dojrzewania złożonych jaj.
“By zapobiec kryzysowi żywnościowemu – dodaje ks. Elie – zaczęliśmy magazynować żywność, którą można przetrzymać: ryż, mąka kukurydziana, maniok”. Te zapasy mogą być rozprowadzone wśród ludzi najbardziej potrzebujących za pośrednictwem sieci parafiii i kapelanii.
Istnieje także problem związany z hodowlą zwierząt. Szarańcza zjada trawę z pastwisk i to może doprowadzić do śmierci bydła.
Salezjanie martwią się również, czy będą w stanie później zdobyć nasiona i nawozy dla rolników, by zapewnić potem dobre zbiory.
Podobnie jak wiele innych tragedii, także ta mogłaby być w jakiś sposób powstrzymana, a nawet można jej było uniknąć. Według ekspertów, na początku zimy na pustyniach Omanu szarańcze znalazły doskonałe warunki klimatyczne do reprodukcji, a potem wiodły bez przeszkód dalsze życie, ponieważ w Jemenie, pogrążonym w wojnie, i w somalijskim regionie Puntland, pozostającym pod kontrolą ekstremistycznej grupy islamskiej al-Shabaab, nie była możliwa żadna forma walki z tą plagą.
Również w tym przypadku odpowiedzialność za ten stan ponoszą w wielkiej mierze ludzie, którzy są podzieleni między sobą i nawzajem się zwalczają.