Św. Matce Teresie z Kalkuty przypisuje się takie oto słowa: „Szerz miłość wszędzie, gdzie się udajesz, a przede wszystkim w twoim domu. Obdarz miłością swoich synów i swoje córki, swoją żonę i swojego męża, sąsiada z mieszkania obok… Nie pozwól nigdy, by ktoś, kto przychodzi do Ciebie, odszedł nie czując się lepiej i był bardziej szczęśliwy. Bądź uosobieniem dobroci Boga; dobroci na twojej twarzy, dobroci w twoich oczach, dobroci w twoim uśmiechu, dobroci w twoim gorącym pozdrowieniu”.
Niewątpliwie chodzi tu o prosty i bardzo konkretny program. Pierwsza encyklika papieża Benedykta XVI nosi tytuł „Deus Caritas est” (Bóg jest Miłością). Mowa tu o tej miłości, którą otrzymaliśmy i poznaliśmy w naszym osobistym spotkaniu z Chrystusem. Miłości, która nadaje życiu nową perspektywę. Ukochaniu przez Boga każdego z nas Miłością osobistą i jedyną, która nadaje sens całej naszej egzystencji. Bóg kocha człowieka, wszystkich mężczyzn i wszystkie kobiety, a Jego miłość uwidacznia się na twarzach tych, z którymi żyjemy.
I myślę, jakże niewymowna i niepowtarzalna jest Miłość Boża, która obdarza spokojem i rodzi pokój, skoro nasze małe doświadczenia ludzkie związane z miłością mieszczą w sobie aż tak wielką siłę, że są w stanie zmienić życie ludzi. A ta zmiana, kiedy wypływa z miłości, zawsze jest w stanie podnieść, podźwignąć, ożywić, dodać bodźca, wyzwolić i pocieszyć.
Pewne wydarzenie, które ostatnio miało miejsce, potwierdza to, co powiedziałem.
Na wydziale socjologii jednego z uniwersytetów pewien profesor poprosił studentów, by przeprowadzili ankietę na peryferiach wielkiego miasta, w którym żyją. Ta dotyczyła szans życiowych dwustu miejscowych ludzi młodych. Studenci mieli na końcu wydać swoją osobistą opinię dotyczącą przyszłości każdego z tych, z którym przeprowadzili wywiad.
I co się okazało, wszyscy ci studenci socjologii wydali na koniec tę samą, bardzo pesymistyczną opinię: „Nie ma najmniejszej szansy, by odniósł w życiu sukces”.
25 lat później inny wykładowca socjologii znalazł przypadkiem tę ankietę wcześniej przeprowadzoną i zaciekawiony tym faktem, poprosił swoich studentów, by zechcieli kontynuować projekt rozpoczęty wiele lat temu, aby przekonać się, co zaszło w życiu tych chłopców i dziewcząt, jeśli dałoby się ich odnaleźć.
Z wyjątkiem dwudziestu z nich, którzy przenieśli się do innych miast lub zmarli, studenci doszli do wniosku, że 180 z nich odniosło sukces w swoim życiu: udało im się uporządkować swoje życie, uczynić je stabilne i względnie szczęśliwe.
Profesor był tym zdumiony i postanowił pogłębić to badanie. Na szczęście, wielu z którymi przeprowadzano wywiad, mieszkało dość blisko uniwersytetu i można było zapytać każdego z nich, jak oceniają swoje życie, które przeżyli w podupadłych dzielnicach i w trudnych warunkach rodzinnych, co bynajmniej nie rokowało wtedy zbyt dużej nadziei na przyszłość.
We wszystkich tych przypadkach padała ta sama, pełna wdzięczności odpowiedź: „Miałem/miałam dobrą nauczycielkę”.
Ta nauczycielka jeszcze żyła i profesorowi udało się do niej dotrzeć. Była już staruszką, ale w doskonałej formie, jej wzrok był nadal przenikliwy. Profesor zapytał ją, jaką magiczną formułę stosowała, aby „uratować tych chłopców i te dziewczęta z marazmu peryferii i cierpliwie poprowadzić ich w kierunku uczciwego, porządnego i ustatkowanego życia”.
Śmiejąc się, staruszka odpowiedziała: „To było bardzo proste: ja ich po prostu kochałam”.
Ta prawdziwa historia przywołuje mi na myśl analogiczny fakt z życia Księdza Bosko.
«„Pewien zacny dyrektor wielkiej jezuickiej szkoły w Portugalii przybył do Turynu, aby poprosić Księdza Bosko o pewną radę” – opowiada ks. Ricaldone. „Gdy się już z nim spotkał, zadał świętemu wychowawcy pytania dotyczące sposobu wychowania uczniów w jego szkole. Ksiądz Bosko go wysłuchał z wielką uwagą, w ogóle mu nie przerywając. Na koniec swojej wypowiedzi ten jezuita sprowadził cały swój wywód do jednego pytania, które chciał zadać: „W jaki sposób mam dobrze wychowywać młodzież w mojej szkole?” i zamilkł. Ksiądz Bosko, temu jezuicie, który być może oczekiwał na dłuższy wykład, odpowiedział jednym słowem: „Kochając ich!”».
Jestem pewien, że również my możemy opowiedzieć wiele podobnych historii. Tych jest bardzo wiele w salezjańskich dziejach wychowania na całym świecie. To prawda: miłość posiada siłę, która jest w stanie wszystko zmienić. Miłość uzdrawia i leczy. Miłość daje wiarę w siebie samych i daje moc. Miłość porusza serca, ożywia życie i daje siłę, aby wstrząsnąć światem, a wraz z nim naszym życiem. Dobrze jest pamiętać również o tym, co powiedział Ksiądz Bosko: „Ten, kto kocha, ten również będzie kochany”.
Szkoda, że tak często zapominamy o tej energii!
Dlaczego jest tyle zaciekłości i tyle okrucieństwa na tym naszym świecie?
Dlaczego bardzo często kierujemy się w naszym życiu urazami, rywalizacją, współzawodnictwem, a nie chcemy tworzyć przestrzeni zrozumienia i pokoju?
Czy to znaczy, że nasz Bóg uczynił nas niedoskonałymi i dlatego, nawet jeśli wiemy, że Miłość może uczynić wszystko, trudno nam przychodzi żyć Miłością każdej minuty, każdej godziny, każdego dnia…? A może po prostu stworzył nas z Miłości i to my jesteśmy tymi, którzy tracą horyzont z pola widzenia, zatracając się w mroku i pomieszaniu zbyt wielu innych rzeczy?
Życzę wam wszystkim, przyjaciele i czytelnicy, abyście dołączyli do nas i stali się częścią wielkiej grupy milionów osób, które wierzą w siłę Miłości, ponieważ „BÓG JEST MIŁOŚCIĄ” (1J 4, 8).