JESTEM SALEZJANINEM I JESTEM BORORO
Wyróżniony

16 kwiecień 2024

PRZESŁANIA PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO, Kard. Ángel Fernández Artime

Kronika szczęśliwego i błogosławionego dnia misyjnego

Drodzy przyjaciele, piszę do was z Meruri, w stanie Mato Grosso do Sul w Brazylii. Piszę te słowa już po tym, co się wydarzyło, ponieważ minęły 24 godziny, odkąd przybyłem  do tego miasta. Gdy zaś chodzi o moich współbraci salezjanów, przybyli tu 122 lata temu i od tego czasu zawsze znajdują się na tej misji pośród lasów i pól, towarzysząc życiu tej rdzennej ludności.

W 1976 r. salezjanin i Indianin zostali pozbawieni życia strzałami z pistoletu (przez “facendeiros”, czyli wielkich właścicieli ziemskich), ponieważ ci uważali, że salezjanie na misji stanowią problem, bo przeszkadzają im w przejęciu innych posiadłości na tych ziemiach, które należą do ludu Boi-Bororo. A byli to sługa Boży ks. Rudolf Lunkenbein, salezjanin, i Indianin Simão Bororo.

Tutaj właśnie mogliśmy doświadczyć wielu prostych, a jednocześnie znaczących momentów. Zostaliśmy powitani przez rdzenną społeczność, kiedy tutaj przybyliśmy; ta nie okazywała żadnego pośpiechu, bo trzeba nam wiedzieć, że wszystko tutaj odbywa się bardzo spokojnie. Celebrowaliśmy niedzielną Eucharystię, dzieliliśmy się ryżem i feijoadą (gulaszem z fasoli) i cieszyliśmy się miłą i ciepłą rozmową.

Po południu odbyłem spotkanie z liderami różnych społeczności; były także obecne niektóre kobiety (w kilku wioskach to kobieta rządzi). Odbyliśmy szczery i głęboki dialog. Przedstawili mi swoje przemyślenia i potrzeby. W pewnym momencie głos zabrał młody salezjanin, Boi Bororo. Jest on pierwszym Bororo, który został salezjaninem po 122 latach obecności tutaj salezjanów. Zachęciło nas to do refleksji nad potrzebą poświęcenia czasu na wszystko; rzeczy nie są takie, jak myślimy i chcemy, oczekując, by były skuteczne i dokonały się od razu.

Ten młody salezjanin w obecności członków swojego ludu i jego przywódców powiedział: “Jestem salezjaninem, ale jestem też Bororo; jestem Bororo, ale jestem też salezjaninem, a najważniejsze dla mnie jest to, że urodziłem się właśnie w tym miejscu, że spotkałem misjonarzy, od których usłyszałem o dwóch męczennikach, księdzu Rudolfie i Simão, i widziałem, jak mój lud się rozwija, ponieważ mój lud kroczył razem z salezjańskimi misjonarzami, a oni szli razem z moim ludem. I to nadal jest dla nas najważniejsze, by iść razem”.

Pomyślałem przez chwilę, jak dumny i szczęśliwy byłby Ksiądz Bosko, słysząc, że jeden z jego synów salezjanów należy do tego ludu (podobnie jak inni salezjanie, którzy pochodzą z ludu Xavante lub Janomanów).

Jednocześnie zapewniłem ich w moim przemówieniu, że chcemy nadal iść razem z nimi, że chcemy, aby robili wszystko, co możliwe, by nadal dbać i ratować swoją kulturę i swój język, w czym mogą liczyć na pomoc z naszej strony. Powiedziałem im, że jestem przekonany, że nasza obecność im pomogła, ale jestem również przekonany, jak dobrze jest nam być z nimi.

«Do przodu» zachęciła Pasterka

Przyszedł mi na myśl ostatni sen misyjny Księdza Bosko, z Pasterką, która zapytała: “Spójrz, co teraz widzisz?”. “Widzę góry, morza, pagórki i znowu góry i morza”. “Dobrze”, powiedziała Pasterka, “teraz narysuj linię łączącą Santiago z Pekinem, wyznacz jej środek w centrum Afryki, a będziesz dokładnie wiedział, ile muszą zrobić Salezjanie. “Ale jak to wszystko zrobić? - wykrzyknął Ksiądz Bosko - odległości są ogromne, miejsca trudne, a salezjanów niewielu”. “Nie martw się. Zrobią to twoi synowie, synowie twoich synów i ich synowie”. I to wszystko właśnie robią. 

Od początku naszej drogi jako zgromadzenia, prowadzonego (i z miłością “popychanego”) przez Maryję Wspomożycielkę, Ksiądz Bosko wysłał pierwszych misjonarzy do Argentyny. Jesteśmy zgromadzeniem, które jest znane z charyzmatu wychowania i ewangelizacji młodzieży, ale jesteśmy także bardzo misyjnym zgromadzeniem i rodziną. Od początku aż do dzisiaj było ponad jedenaście tysięcy misjonarzy salezjanów Księdza Bosko i kilka tysięcy córek Maryi Wspomożycielki. A dzisiaj nasza obecność wśród tych rdzennych mieszkańców, którzy liczą 1940 członków i nadal stopniowo rosną, również ma sens po 122 latach, ponieważ ci znajdują się na peryferiach świata, który czasem nie rozumie, że musi szanować to, kim są.

Rozmawiałem też z przywódczynią jednej z tubylczych społeczności, najstarszą ze wszystkich, która przyszła mnie powitać i opowiedzieć o swoim ludzie. A po ulewie, w miejscu męczeństwa, z wielką pogodą ducha, usiedliśmy do modlitwy różańcowej w piękny niedzielny wieczór (było już ciemno). Było nas wielu, reprezentujących wszystkie grupy tej misji: babcie, dziadkowie, dorośli, młode matki, niemowlęta, małe dzieci, osoby konsekrowane, świeccy... Widać było wielkie bogactwo w prostocie tej małej części świata, która nie ma władzy, ale jest również wybrana i umiłowana przez Pana, jak czytamy w Ewangelii.

I wiem, że będziemy to kontynuować, jeśli Bóg pozwoli, przez wiele lat, ponieważ można być Bororo i synem Księdza Bosko; być Bororo, który kocha i troszczy się o swój lud i swój naród. Cały ten dzień, również w całej prostocie tego spotkania, był wielkim dniem wspólnego życia z tą rdzenną ludnością. Był to wielki dzień misyjny.

InfoANS

ANS - “Agencja iNfo Salezjańska” - jest periodykiem wielotygodniowym telematycznym, organem komunikacji Zgromadzenia Salezjańskiego, zapisanym w Rejestrze Trybunału Rzymskiego pod nr 153/2007.

Ta witryna używa plików cookies także osób trzecich w celu zwiększenia pozytywnego doświadczenia użytkownika (user experience) i w celach statystycznych. Przewijając stronę lub klikając na któryś z jej elementów, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies. Chcąc uzyskać więcej informacji w tym względzie lub odmówić zgody, kliknij polecenie „Więcej informacji”.