Spędziłem kilka godzin w mieście Chamacocos, w Górnym Paragwaju, w pobliżu Fuerte Olimpo. Po długiej podróży dotarliśmy do miasta Carmelo Peralta, gdzie mogłem spędzić całe przedpołudnie ze społecznością miasta Ayoreo. A na koniec, po trzygodzinnej przejażdżce łodzią kanoa po rzece Paragwaj, która stanowi granicę między Paragwajem i Brazylią, i awanturniczej podróży zalanymi drogami Puerto Casado, udało nam się spotkać z tubylcami z plemienia Maskoy.
Czułem, że moje serce przepełnione jest radością i prawdziwymi emocjami. I mogę wam wyznać całkowicie szczerze, że sen misyjny, który zajmował tak wiele nocy Księdzu Bosko, a który w swojej ujmującej inspiracji rozpoczął się właśnie od Patagonii, jest wciąż aktualny. Ja to widziałem i tego doświadczyłem. Mógłbym powiedzieć: wszedłem w sen Księdza Bosko.
Jego odbicie widziałem w oczach i uśmiechu ludzi, których spotkałem: byli szczerze wdzięczni za te ponad siedemdziesiąt lat obecności wśród nich salezjanów i salezjanek. Wydawało mi się, że ponownie słyszę opowiadanie o śnie Księdza Bosko, jak to zostało przedstawione w “Memorie Biografiche”: «Nie chciałem ich przepuścić i stanąłem tak, aby ich zatrzymać. Spodziewałem się, że w każdej chwili mogą podzielić los poprzednich misjonarzy. Chciałem ich zawrócić, kiedy zobaczyłem, że ich pojawienie się obudziło ogromną radość wśród barbarzyńców, którzy opuściwszy dzidy i wyzbywszy się swej dzikości, ujprzejmie ich przyjęli. I zobaczyłem, że nasi misjonarze szli ku barbarzyńskim hordom; pouczali ich, a tamci chętnie słuchali ich głosu; uczyli, a oni wprowadzali w życie ich wskazówki. Stałem tam i przygladałem się, i zauważyłem, że misjonarze odmawiali święty różaniec, podczas gdy dzicy, biegając wszędzie, torowali im drogę i zgodnie odpowiadali na tę modlitwę. Wkrótce salezjanie usadowili się w samym środku tej ciżby, wszyscy otoczyli ich, a oni uklękli. Dzicy, położywszy broń na ziemię u stóp misjonarzy, również zgięli kolana. I oto jeden z salezjanów zaintonował: “Chwalcie Maryję, usta wierne”, a wszyscy jednym głosem podjęli pieśń chwały, z taką siłą, że ja – przerażony – obudziłem się. Ten sen zrobił na mnie ogromne wrażenie, ponieważ uznałem, że jest to proroctwo z nieba».
Mogę was zapewnić, że bardzo trudno jest żyć w Chaco. Tak jest dzisiaj, tak więc możecie sobie wyobrazić, jak było pięćdziesiąt, a nawet więcej lat temu. Mogłem z wielką dumą po bratersku uściskać i objąć myślą licznych współbraci salezjanów, którzy pracowali w Chaco Paraguayo przez 40, 42, 51 lat. Czasem temperatura sięga tu 45 stopni i panuje niesamowicie męcząca wilgoć. A ten ich wybór dla Jezusa przyjął po prostu nazwy plemion: Chamacoco, Ayoreo, Maskoy.
Zapadło to głęboko w moim sercu, kiedy przywódcy Caciques powiedzieli mi, że jedynymi białymi, których zaakceptowali i pozwoli zostać z nimi, by dzielili z nimi życie, byli nasi misjonarze, ponieważ nie uważali ich za niebezpiecznych i dostrzegli w nich prawdziwe człowieczeństwo.
Ci nasi bracia i siostry trzydzieści lat temu, kiedy państwowa edukacja publiczna zaczęła uwzględniać tubylcze ludy, już założyli szkoły dla nich i przygotowywali ich do egzaminów państwowych, dzięki czemu mogli się oni dostać do szkół średnich.
Jednym z tych młodych ludzi jest obecny dyrektor szkoły z “María Auxiliadora” w Puerto Casado, Oscar, który wywodzi się z plemienia Ayoreo, a który jest dzisiaj szczęśliwym ojcem rodziny. Także wśród Maskoy jeden z wodzów czy kacyków uczył się w salezjańskiej szkole w Puerto Casado, a następnie także jego dzieci: dwójka z nich uczęszcza obecnie na uniwersytet w Asunción. Śmiejąc się, powiedział mi, że kiedy był dzieckiem jego pierwszym nauczycielem był salezjański misjonarz ks. Martin, który po tak wielu latach znalazł się tam ze mną.
Czyżby Ksiądz Bosko nie był bardzo dumny z tych swoich synów i swoich córek? Walczyli u boku tubylczych ludów, aby odzyskać ziemię, która do nich należała. Jakiś czas temu salezjańscy misjonarze poruszyli niebo i ziemię, aby odzyskać 2000 hektarów ziemi, aby dołączyć je do tych już odzyskanych przez Ayoreo. I tę samą walkę podjęto na rzecz plemienia Moskoy, które teraz odzyskało te ziemie, które straciło.
To wszystko dane mi było przeżyć, wraz z silną wiarą tych prostych ludzi, wiarą w Dziewicę i dobrego Boga. Wiarę w Tatusia Boga i w Jezusa.
I towarzyszyła temu nadzieja. Są tacy, którzy uważają, że są to ludy skazane na wymarcie. Myślę, że ci byliby szczęśliwi, gdyby faktycznie wymarły. Ale, dzięki Bogu, są to ludy, które się odradzają i rosną w liczbę. Dzieci wzrastają, uczą się i są tak wychowywane, by stać się ludźmi dobrymi i wolnymi, i nikt nie może już więcej gwałcić ich praw i ich oszukiwać.
Stąd też oto, co twierdzę: wierzę w misyjny sen Księdza Bosko. Dotknąłem go moimi rękoma.
Życzę wam wszystkiego, co najlepsze, jak również tym ludom, które swoim życiem tak wiele nas uczą.