Ale pośród tego wielkiego bólu, płaczu i śmierci, a także pośród bardzo bolesnych strat, odkrywamy osoby, które są „słowem Boga” i Jego pośrednikami wśród nas, dającymi świadectwo wiary i siły. Nie jestem w stanie wyrazić to swoimi słowami po tym, jak poznałem te i inne osoby, pełne autentyczności i wypróbowanej wiary, dające prawdziwe świadectwo „oddania się Bogu”.
Tak więc dzielę się z wami tym prawdziwym świadectwem. Dzięki niemu możemy odkryć, że niektóre osoby rzeczywiście są „cudem”.
Wzięli ślub 23 lata temu, mieli pięcioro dzieci, tworzyli piękną rodzinę. Ostatnio koronawirus zabrał jej 50-letniego męża.
Wszystko zaczęło się chorobą w dniu urodzin jednej z ich córek. Obudził się z dość wysoką gorączką. Miał objawy podobne do grypy, przekrwienie i kaszel, które wydawały się przejściowe. Jednak z upływem czasu jego stan się pogorszył.
Nie miał trudności z oddychaniem, ale miał zawroty głowy. Wezwano pogotowie i zawieziono go do szpitala. Na początku był pod obserwacją. Wcale nie podejrzewano, że to koronawirus. A poza tym w tym czasie nie były jeszcze odpowiedniej aparatury, by można było przeprowadzić test na Covid-19. Jednak tej samej nocy, profilaktycznie, odizolowano go od reszty.
Dzień potem został poddany intensywnej terapii, gdzie zrobiono mu test. Lekarze powiedzieli żonie, że nie może z nim dłużej przebywać, każąc jej wrócić do domu. Niedługo potem została z powrotem wezwana do szpitala, aby pożegnać się z mężem, ponieważ znajdował się w ciężkim stanie.
Przybyła do szpitala z księdzem, aby udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych, i pożegnała się z nim. Tego samego dnia po południu okazało się, że test na koronawirusa jest pozytywny, stąd też ona i jej dzieci zostały poddane kwarantannie domowej, podczas gdy mąż spędził w samotności ostatnie godziny w szpitalu.
Mówi, że tym, co było najtrudniejsze dla niej w tym czasie, to niemożność odwiedzenia go, bycia z nim i porozmawiania. Był odizolowany i nie pozwalano nikomu tam wchodzić. W całym szpitalu znajdowali się pacjenci zarażeni koronawirusem i nikt nie mógł się do nich zbliżyć.
«Ufam Bogu»
Przez ten cały czas cierpienia ta kobieta, żona i matka dała poznać swoje wielkie serce.
«Jest mi bardzo trudno, ale Chrystus trzyma mnie w ramionach. Odczucie, że On niesie wraz ze mną ten krzyż, że pomagamy sobie nawzajem, świadomość tego, że również mój mąż znajduje się w Jego rękach, daje mi siłę».
Ta matka i jej dzieci znaleźli pociechę w modlitwie: «Każdego dnia odmawiamy różaniec i nowennę do św. Józefa, którą już skończyliśmy, ale rozpoczniemy ją na nowo. Modlimy się także za tych wszystkich, którzy znajdują się w podobnej sytuacji».
Z godną podziwu wiarą wyznaje: «Były takie dni, kiedy czułam się bardzo źle, ale teraz spoglądam na wszystko z większym spokojem i większą akceptacją. To mi pomaga żyć z mniejszą rozpaczą, wprawdzie z cierpieniem z powodu niemożności zobaczenia go, ale i ze pokojem, bo ostatecznie w każdym przypadku liczy się wola Boża. Amen».
Kilka dni przed śmiercią męża odczuła potrzebę podzielenia się z innymi tym, w jaki sposób przeżywają te chwile w rodzinie.
Jej świadectwo uczy nas, że nawet jeśli nie jesteśmy przygotowani na trudne próby jak ta, odczucie obecności kochającego Boga daje nam siłę i pomaga nam przeżywać cierpienie „z mniejszą rozpaczą”, jak powiedziała ta wierząca kobieta, która przekonana jest, że miłość nie zna granic i że ważne jest, aby przylgnąć do krzyża, zwłaszcza w takich chwilach jak te.
Dwa dni przed śmiercią męża skierowała takie przesłanie: «Dziękuję za wiele słów wsparcia i modlitwy. Podtrzymują mnie one na duchu, jak i to, że wiele osób modli się za niego. Jeśli ostatecznie nie wyzdrowieje, to dlatego, że istnieje jeszcze większe dobro. Jest to rana, która bardzo krwawi, ale jednocześnie Bóg pozwala ci dostrzec miłość innych, to, jak bardzo nas kocha. I to znacznie nas przewyższa i jest większe od nas samych».
Gdy ta kobieta i jej rodzina otrzymali wiadomość o śmierci męża i ojca jeszcze bardziej się zjednoczyli. Nie przestają oddychać tą miłością, będąc przekonani o tym, że nie są sami. Tylko ktoś z sercem dogłębnie kochającym może powiedzieć: «Poszedł do nieba z Jezusem. Ufam Bogu, który daje mi siłę i pokój».
Pozostawiam wam to świadectwo. Być może inne osoby będą przeżywać rozpacz z powodu podobnej straty. Są i tacy, którzy nie rozumieją, że można się zachować jak ta żona i matka. Ale musimy przyznać, że każda osoba jest wyjątkowa i niepowtarzalna, zaś w tym przypadku wiara pomogła przezwyciężyć rozpacz z powodu utraty bliskiej osoby, chociaż ból i wielka pustka po tej stracie pozostaną na zawsze.
Ksiądz Bosko zawsze zachęcał do pokładania ufności w Maryi Wspomożyciele, bo wtedy, jak mawiał, można się przekonać, co to są cuda. Zwykliśmy za cud uważać jedynie uzdrowienie z raka czy z innej nieuleczalnej choroby... ale to, co przeżyła w swoim sercu ta żona i matka oraz jej pięcioro dzieci, jest cudem przeżytym w wierze.
Nie traćmy tej Wiary ani Nadziei, które powinny nas cechować. Niech Wspomożycielka nadal trzyma nas za rękę jak Mama, ponieważ to, co powiedział Jezus, jest zawsze aktualne i prawdziwe w odniesieniu do nas wszystkich: «Niewiasto, oto syn Twój; synu, oto Matka twoja» (J 19, 26-27).