W Nkhotakota, około 33 tysięcznym mieście portowym położonym nad jeziorem Malawi, przez 2 miesiące pomagała polska wolontariuszka Patrycja Nabor. Pracowała z dziećmi i młodzieżą na placówce salezjanów.
Pewnego razu jej uwagę zwrócili chłopcy szwendający się od rana do południa po głównej ulicy, w stronę lokalnego targowiska i z powrotem. Po dłuższej obecności na misji zauważyła w tym pewną regułę. Robią tak młodzi, którzy nie mają pracy, więc próbują zajmować swój czas do momentu, kiedy zaczną się popołudniowe zajęcia w centrum młodzieżowym. Nkhotakota nie obfituje w miejsca pracy, ale Bóg tak wielce pobłogosławił ten kraj pięknymi widokami, że można nimi cieszyć oczy każdego dnia na nowo. Pewnego ranka Patrycja wyszła naprzeciw włóczęgom i zaproponowała im spacer do pobliskiej osady.
Najpierw byli niechętni, nie widząc sensu w takich wędrówkach, ale ostatecznie się zgodzili. Po drodze robili zdjęcia napotkanym ludziom, buszowali wśród krzaków kassawy i cieszyli się pięknym dniem, jakim Bóg ich obdarzył. Gdy doszli do wioski dzieci wybiegły nam na spotkanie, a rodzice w przerwie w codziennych czynnościach przychodzili się przywitać lub wysyłali promienne uśmiechy. Starcy odpoczywający pod drzewkiem mango wykrzykiwali pozdrowienia i zagadywali, co też „muzungu” (w lokalnym języku cibemba – „biały człowiek”) robi taki kawałek od misji w samo południe, kiedy słońce pali wszystko jak mocno rozgrzany piekarnik.
„Niesamowite – mówi Patrycja - jak ten spacer otworzył serca chłopaków na rozmowy o życiu, o planach na przyszłość, o marzeniach. Jak ważna była chwila poświęconego im czasu. Po prostu byliśmy ze sobą i dla siebie. Wierzę, że był to czas, który zostawił ślad w ich sercach, bo w moim na pewno. Warto wyjść naprzeciw drugiemu człowiekowi. Tam jest szczęście. Tam jest miłość wzajemna i dobroć. Tam znajdziesz Boga żywego”.