Pomimo tej sytuacji salezjanie kontynuują swoją pracę, niosąc nadzieję ludziom młodym. Joanna Piotrowska, wolontariuszka z Polski, przybliża swoją historię, która jest również historią tych dzieci, które nie tyle radykalnie zmieniły jej serce, co je poszerzyły i uczyniły większym.
„Nigdy nie myślałam, że pojadę na misję. Naprawdę nigdy. Nigdy nie oglądałam wzruszających filmów o Afryce (no chyba, że przyrodnicze i poruszało mnie piękno fauny i flory). Nigdy nie czytałam artykułów o nędzy i głodzie na Czarnym Lądzie. Nigdy nie wzruszały mnie takie historie…
Jednak myśli nasze nie są myślami Najwyższego. Na szczęście! To prawda, gdy znalazłam się zeszłego lata na placówce Sióstr Salezjanek w Dili w Etiopii, w mojej głowie pojawiła się myśl w stylu „Jezu co ja tutaj robię?”. Nie dlatego, że dostałam jakąś bardzo ciężką pracę albo że nie lubiłam ludzi, z którymi tam pojechałam. Tylko ja nigdy nie czułam klimatu misji! Teraz już wiem, czemu tak było. Miałam za ciasne serce. Moje serce czasem nie było w stanie objąć miłością moich bliskich, a co dopiero dzieci z drugiego końca świata, których historie obijały mi się o uszy. Nie umiałam przejąć się widokiem niedożywionego dziecka, bo miałam upośledzoną zdolność kochania.
Wszystko zmieniło się, kiedy doświadczyłam na własnej skórze pracy misyjnej. Po tygodniu od naszego przyjazdu rozpoczęliśmy pracę w oratorium. Przez kolejny miesiąc zajmowaliśmy się dziećmi, które do niego przychodziły. Mnie przypadła opieka nad najmłodszymi – przedszkolakami, które dopiero uczyły się pisać.
Nie mogę powiedzieć, że te dzieci radykalnie zmieniły moje serce. Nie, to raczej przypominało drążenie skały kroplą wody. Codziennie, gdy chciały, abym je podnosiła i przytulała. Kap, kap. Kiedy z zaciekawieniem dotykały moich włosów i zaplatały mi warkoczyki. Kap, kap. Kiedy siadały obok mnie i mówiły do mnie „Condzio” (piękna). Kap, kap. Kiedy gładziłam je po ich małych buźkach i też im mówiłam, że są piękne. Kap, kap. Kiedy z mniejszymi lub większymi sukcesami uczyły się alfabetu. Kap, kap. Kiedy były niesforne, nie wykonywały moich poleceń i dzięki temu uczyły mnie cierpliwości. Kap, kap! Pan Bóg chciał posłużyć się ich małymi rączkami do rozszerzenia mojego serca, chociaż o milimetr. I wiecie co? Udało Mu się!”.